Ostatnimi czasy powstało wiele filmów na kanwie komiksowych historii. Było „Sin City’, „Fantastyczna Czwórka”, „Ghost Rider” i wiele innych. To były obrazy. A co by się stało, gdyby tak stworzyć koncept album bazujący na komiksie z serii „Spawn”? Takie pytanie widocznie zadali sobie panowie z Iced Earth, wydając w 1996 roku świetną płytę „Dark Saga”. Dzięki nim, a głównie dzięki Jonowi Schafferowi, operującemu wspaniałym, niskim głosem, poznamy historię człowieka, który sprzedał duszę, by móc wrócić do swej wybranki na Ziemi. Już słyszę Wasze gromkie „Łee jeeeery, kolejna ckliwa historyjka o miłości”. Nie bójcie się – osobnik ów po zesłaniu z powrotem do świata żywych, dowiaduje się, że jego plany biorą w łeb i zostaje na świecie sam. A co gorsza upominają się o niego siły zła. Jeśli myśleliście, że usłyszycie na tej płycie rzewne pioseneczki myliliście się. Spotka Was za to kawał porządnej heavy – thrash metalowej muzyki. Ciężkie gitary przyprawione miodnymi solówkami, szybkie rytmy i energia w takich utworach jak „Violate” czy „Vengeance Is Mine” spodobają się niejednemu osobnikowi. Płyta ma na swój sposób mroczny klimat, co cechuje muzykę gotycką, lecz takiej tu nie znajdziecie. Jak na album koncepcyjny przystało, jest dużo zmian klimatu tak muzycznie jak i tekstowo. „The Hunter” to moment, kiedy Niebo zsyła Łowcę mającego pokonać siły cienia. Moc uderzająca z brzmienia tego utworu do dziś mnie urzeka. Świetna melodia, chórki w tle i podniosła atmosfera na długo wryją się w Waszą pamięć. Dla mnie jeden z najlepszych kawałków na płycie. Nie będę opowiadał oczywiście całej historii zawartej na tym wydawnictwie. Album trzeba przesłuchać od początku do końca, by czerpać z niego to co najlepsze. Oczywiście poznamy też delikatniejszą stronę zespołu w balladzie „I Died For You”, chyba nie muszę dodawać, że pięknej:) Lecz najlepsze cudo jest na deser. Płyta kończy się trzema piosenkami, będącymi jedną wielką całością o głównym tytule „The Suffering”. Zaczyna się spokojnie, mrocznie, by powoli przyspieszyć, w środkowej części znów nadać klimatu i finiszować wspaniałymi żeńskimi, wprost anielskimi wokalami. Tej atmosfery nie da się oddać słowami, to trzeba usłyszeć. „The Dark Saga” ma już 16 lat. Słucham jej do dzisiaj i wciąż się podniecam, jakbym słuchał jej pierwszy raz. Myślę, że spodoba się fanom zarówno rockowych ballad jak i wielbicielom mocniejszego heavy metalowego uderzenia. Według mnie płyta ponadczasowa.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz