Są dni w życiu człowieka, kiedy po prostu ma się doła. I nie pomogą żadne wesołe pioseneczki, a każda próba pocieszania spotyka się z wrogością. Jedyne, co wtedy pomaga, to zdołować się jeszcze bardziej i na zasadzie antycznego katharsis uwolnić od cierpienia. Pomoże Wam w tym doskonała płyta Brytyjczyków z My Dying Bride. Już po samej nazwie zespołu domyślamy się, że nie wykonuje on piosenek do tańca, ani tym bardziej do różańca. Atmosfera beznadziei, rezygnacji i smutku jest tu na porządku dziennym (a może raczej nocnym?). Dominują masywne, mięsiste gitary, wolne lub, co najwyżej średnie tempa. Muzyka wzbogacona jest pięknymi partiami skrzypiec i wspaniałym, niskim, wręcz czasem grobowym głosem Aarona Stainthorpe’a, który na tym wydawnictwie zrezygnował z growlingu. Bywają czasem troszeczkę żywsze tempa, jak w „The Dark Caress”, ale szybko zostają przerywane. Nie ma tu słabego utworu. Jeśli wczujecie się w klimat i skupicie tylko na muzyce (zalecam słuchanie po ciemku na słuchawkach), ukojenie przyniosą Wam takie utwory jak świetny „A Kiss to Remember” rozpoczynający się fajną partią basu, pełen erotyzmu „For You”, narastający „It Will Come” (ciężar jest tu niesamowity) czy „Here in The Throat” ze wspaniałym przerywnikiem w środku. Aaron nie ukrywa w tekstach swojego ateizmu. Brak Boga i bezpośrednio do niego zadawane pytania, które nie doczekają się odpowiedzi (np.: „It Will Come) mówią wszystko. Oczywiście nie mylcie ateizmu z satanizmem – pochwały zła też tu nie znajdziecie. A przede wszystkim brak tu miłości, o którą bohater tak bardzo prosi, a której nie otrzyma. Płyta kończy się bardzo smutną balladą „For My Fallen Angel”, różniącą się od pozostałych utworów tym, że występują w niej tylko skrzypce, deklamacja Aarona i przeciągły podkład grany na klawiszach. Gdy pierwszy raz usłyszałem ten Utwór, prawie się poryczałem. Chyba nikt nie wymyślił do tej pory smutniejszego i zarazem piękniejszego utworu. „Like Gods of the Sun” powinno znaleźć się na półce każdego fana doom metalu zaraz obok „The Silent Enigma” Anathemy. Polecam ją też wszystkim, którzy dostrzegają piękno tam, gdzie inni widzą tylko nudę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz